czwartek, 17 września 2015

Promocje w Rossmannie - co zakupiłam wiosną i co warto zakupić ma kolejnych (jesiennych) promocjach

Czołem!

To mój pierwszy blog kosmetyczny i chociaż uruchamiam go dopiero teraz, wiem, że powinnam to zrobić kilka lat temu, bo kosmetyków mam więcej niż ubrań, mężczyzn, a także włosów na głowie. Niepoważnie o kosmetykach - co nie znaczy, że nie rzetelnie. Niepoważnie - bo za dużo poważnych osób jest w tej wesołej branży. Dodam zatem tu mój uśmiech, czasem szczery, czasem trochę ironiczny. Zostańcie ze mną!

A w pierwszym wpisie chciałabym się podzielić z Wami wiedzą o produktach, które zdobyłam minionej wiosny w drogerii Rossmann na wyprzedaży -49%. O całej otoczce tego wydarzenia opowiem innym razem, dziś pozwólcie, że podzielę się tylko informacjami o produktach. Już za moment jesienne wyprzedaże, które wyczuwam moim szpiegowskim nosem, więc warto przetrwonić ciężko zarobione pieniądze na rzeczy, na które istotnie warto je przetrwonić. Szykujcie herbaty, będzie kobyła!



Część Pierwsza - produkty do twarzy:

1. Rimmel - podkład Wake Me Up

Znany w internetach produkt, do zakupu którego skusiło mnie jego rozświetlające wykończenie. Ma w sobie... Drobinkami bym tego nie nazwała, to bardziej jak drobniutkie elementy masy perłowej. Bardzo ładnie pachnie (tak samo jak rimmelowski True Match) i daje przyjemne uczucie na skórze. Przez swoje wykończenie, a także lekkie krycie, nadaje się tylko do suchych, nieskazitelnych cer.

Niestety mimo tego, że cerę mam suchą, ten podkład nawet po mocniejszym przypudrowaniu na mnie PŁYNIE. Wyglądam jakbym robiła w polu 10 godzin, nawet jeśli wyszłam na spokojny godzinny spacer, podczas gdy moją twarz owiewał lekki, wiosenny wiaterek.

Na domiar złego odcień Ivory z Ivory ma tyle wspólnego co świeżutka pomarańcza. Próbowałam zmieszać go z innymi podkładami, dzięki czemu zyskał trochę na kryciu, bladości, trwałości i nieświeceniu. Ale to dalej nie jest to.

Co więcej przypudrowanie tego podkładu niweluje początkowo fajne wykończenie, więc Rimmelu - stawiasz nas, kobiety przed trudnym zadaniem. Przesadnie błyszcząca skóra czy mat - oto jest pytanie!

Czy moim zdaniem warto kupić tą pomarańczkę? Nie.



2. Bourjois - róż Rose De Jaspe (95)

Nie przepadam za różami matowymi, wolę bardziej satynowe, rozświetlające. I taki własnie jest Rose De Jaspe. Ma różano-koralowy kolor, dzięki czemu będzie pasował do wielu karnacji. W dodatku jest delikatny, więc efekt możemy nim łatwo stopniować. Sakramencko drogi w sprzedaży regularnej, ale na promocji polecam się skusić.

Brzmi dobrze? Niestety nie jest za różowo z tym różem. Pigmentacja jest praktycznie zerowa, aplikacja koszmarna (próbowałam i duo fiberem i ściętym pędzlem i płaskim - klapa, nie trzyma się pędzla). Jest koszmarnie suchy, co teoretycznie jest cechą róży wypiekanych, ale w praktyce nie da się go po prostu użytkować. Produkt był zaklejony wcześniej oraz nieużywany - zwróciłam na to uwagę. Dołączam do grona przeciwniczek róży Burżuła. 

Czy moim zdaniem warto zainwestować w ten rumieniec? Nie.


3. Manhattan - Soft Compact Powder (1 Naturelle)

Mój ulubiony puder. Matuje na długo, świetnie utrwala makijaż i ma piękny jasny odcień, który jeszcze dodatkowo kryje. Świecę się tylko w trefie T i tam wytrwa nawet ponad 8 godzin w moim wypadku. Jest niestety średnio wydajny (1,5-2 miesiące max.), niemniej w tej półce cenowej (ok. 23zł, na promocji 12zł), wśród drogeryjnych pyszności - króluje. Zrobiłam sobie promocyjny zapas.

Czy warto zainwestować w produkt i zrobić zapas na zombie apokalipsę? Tak!


Część Druga - produkty do oczu:


1. Maybelline - Color Tattoo

- Permanent Taupe (40)

Dołączam do grona samic "maluje czasem brwi Permanent Taupe" (może powinnam założyć taką grupę na fejsie?). Jest to kremowo-żelowy cień do powiek w odcieniu szaro-brązowym. Dzięki swoim kremowo-żelowym właściwościom, świetnie nadaje się własnie do podkreślenia brwi. Jest PIEROŃSKO trwały, woda go absolutnie nie ruszy. Przetrwa basen, zamieć śnieżną, prima aprilis.

Z racji tego, że jego konsystencja jest dość zbita, możemy mieć trudność z wykonaniem ultrastarannego makijażu brwi, nawet odpowiednio wyprofilowanym pędzelkiem. Według mnie raczej nadaje się na naturalne codzienne podkreślenie, zgodne z naszym kształtem brwi, bez zbytniego, "wieczorowego" przerysowania. Jednak na większe wyjścia wolę coś bardziej precyzyjnego.

Minusem może być to, że czasem wydaje się lekko fioletowawy. Gdy robię makijaż w chłodnej tonacji wygląda to nawet ok, ale w ciepłej - nie bardzo.

Jako cień do powiek - nie sprawdził się, mimo zastosowanej przeze mnie bazy, zanika w ciągu dnia.

Czy warto brwi tym dorysować sobie? Warto spróbować, ale ja osobiście ponownie raczej go nie kupię.

- Infinite White (24)

Bardziej srebrny niż biały, jak na moje hm... oko. I ma drobinki. Nie wiem co o nim myśleć. W zasadzie jest ok do rozświetlenia np. wewnętrzego kącika, ale z drugiej strony są momenty, że wydaje mi się już lekko odpustowy. Dałam mu szansę jako baza pod jasne kolory cieni sypkich, wyszło tak sobie. Znam lepsze produkty.

Czy...? Nope.

(Czaję się natomiast na nowe cieliste odcienie, ooo tak!)


2. Maybelline - Lasting Drama Gel Liner 24h (black)

To był mój drugi żelowy eyeliner w słoiczku po Rimmelu. No i jest zdecydowanie lepszy od wcześniej wspominanego delikwenta. Ma idealną konsystencję - nie za twardą i nie za miękką. Czerń mogłaby być intensywniejsza, ale wystarczy na gotową kreskę dodać kapeczkę więcej produktu i już mamy czerń najczerniejszą. Z Duralinem stworzyli udany związek (o Duraline będzie osobny wpis).

Jest naprawdę trwały. Jeśli nie pomaluję nim za blisko zewnętrzgo kącika (który mi naturalnie prawie zawsze trochę łzawi), tylko "odbiję się" nieco wcześniej do góry jaskółkę, to nic złego się z nim nie dzieje.

Pędzelek dołączony do opakowania ma dwie końcówki - pierwszą do malowania kresek, a drugą do rozmazywania. Ta pierwsza z niewiadomego dla mnie powodu jest spłaszczona i dosyć szeroka jak na pędzelek do eyelonera. Aplikuję go zatem precyzyjnymi pędzlami malarskimi, ale o tym zrobię osobny post. Pędzelek tenże za to idealnie nadaje się do ust! Ma osłonkę, więc spokojnie można go wrzucić do torebkowej kosmetyczki.



Czy chce mieć czarne oczy? Tak.


2. Lovely - Professional Eye Pencil

Zrobiłam sobie zapas tych kredek, bo bardzo lubię ich używać do brwi. Kosztowały coś koło dwóch złotych na promocji. Maluję się nimi i dodatkowo traktuję brwi jakimś żelem. 

Czy warto mieć je w piórniku? Dziewczyno, nie zastanawiaj się. Bier.


3. Eveline - Advance Volumiere Skoncentrowane serum do rzęs 3w1

Serum i baza, tak w zasadzie. Bo możemy ją stosować solo, na noc, a możemy nią pomalować rzęsy przed maskarą. "Nadbudowują" się produktem, co sprawia, że są dłuższe i grubsze. Najpierw wypróbowałam go z osypującym się tuszem i jakie było moje zdziwienie, jak w przeciągu dnia nic się nie osypało. Fajny, Robi zalotkę bez zalotki!

Czy pomalować rzęsy tym należy? Jak najbardziej.


4. Miss Sporty - Studio Lash Eye Liner

Kiedyś używałam go codziennie. Wzięłam żeby stosować zamienne z żelowym Maybelline. Kałamarz, bardzo precyzyjny pędzelek i zadowalająca trwałość. 4 zł. Czy ktoś ma jakieś pytania?!

Czy warto wziąć go pod kreskę? O tak.


Część Trzecia - usta i paznokcie

1. Bourjois - Rouge Velvet Edition (Beau Brun 12)

No po prostu musiałam. Długo odpędzałam od siebie te pomadki, bo nie lubię kupować czegoś, na co nagle rzuca się pół populacji. Chciałam dorwać kolor bardziej stonowany na początek, ale po ataku harpii, zostało już niewiele. Ponieważ intensywnych róży, fioletów i czerwieni mam sporo, zdecydowałam się na modny ostatnio odcień "marsala". Albo z raczej marsala z kwałkiem cegiełki (czy dla kogoś to jest w ogóle rozumiałe?). Anyway, kolor piękny, wykończenie piękne, trwałość - nieziemska. Cholera, chyba jeszcze się skuszę na jakiś kolor i/lub wersję Aqua Laque...

Czy jest warto grzechu? Pewnie!


2. Loreal - Glam Shine (Rose Crystal)

Do stu tysięcy amerykańskich Marines - to był mój wymarzony błyszczyk w gimnazjum. Po wielu błaganiach moja mama mi go kupiła, a potem na ponad dekadę został przeze mnie zapomiany. Na Rosmannowej promocji skusiłam się na sztukę.  Odcień to cudowny rose-golden. Takich, nieodpustowych, ale intensywnych błyskotek, to już Panie nie robią. Lorealu, dziękuję, że jesteś.


Czy...? Wykupiłabym wszystkie kolory.


3. Maybelline Color Sensational - Pink Quartz (115)

Zwykła szminka, o zwykłej trwałości, niezwykle popularnej firmy i tyle. Do tego mało komfortowa, lekko tempa w użyciu i kiepsko napigmentowana. Tylko kolor ma fajny - różowo-brzoskwiniowy z kapeczką koralu. Najgorszy łup z całej kolekcji. Wiem, że ma swoich fanów, ale dla mnie to straszny bubel.

Czy kupię ponownie? Po prostu nie.


4. Maybelline - Super Stay 7 Days Gel Nail Color

Nie widzę numerka, ale zdecydowałam się na mleczno-różowy kolor jak do francuskiego manicuru. Absolutnie nie kryjący. Długo schnie, po prawie pół godziny bezczynności z mojej strony, gdy tylko musnęłam jakiś przedmiot - krecha. Chwile potem - odpryski. Dzień potem - wstyd i hańba. W cenie regularnej kosztuje 18 zł, na promocji 9 zł, ale to dalej zbyt dużo jak na taki lakier. A więc za tyle można kupić rozczarowanie...

Eee...? Nawet do tego nie podchodź.


5. Sally Hansen - Diamond Strengh

Przez większość czasu ostatnio mam hybrydy, ale gdy nie mam... Zazwyczaj używam "złej" odżywki z kwasem mrówkowym od Eveline, którą jedni kochają, a drudzy nienawidzą. Nigdy nie zrobiła mi krzywdy, ale przezorny zawsze ubezpieczony i na jakiś czas postanowiłam odżywkę zmienić. Zdecydowałam się na tą od SH i wygląda na to, że sprawuje się nieźle. "Trzyma" utwardzenie jakie zapewniała mi bomba od Eveline. Myślę, że się polubimy.

Fajna odżywka? Tak, kupuj.


To już wszystko na dziś. Heh, "już", a przecież ta notka trwa w nieskończoność. Dajcie znać jakie są Wasze rossmannowe typy - jestem ich bardzo ciekawa :)





4 komentarze:

  1. Dałabym więcej zdjęć bo nie zawsze wiedziałam o czym piszesz ;) ja ostatnio kupiłam na przecenienia astor mattitude puder prasowany do tłustej cery i dawno takiego shitu nie miałam na twarzy...o maj gad!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrz, będzie więcej zdjęć :) ! Dobrze wiedzieć o tym pudrze Astora. Manhattan jest niezawodny, także naprawdę polecam spróbować.

      Usuń
  2. No jak słowo daję, siedzę w blogach od lat i nie spotkałam się z tak świetnym stylem. Trafiasz do mnie w 100%!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuję! <3 To co piszesz daje kopa i motywację do dalszej roboty :)

      Usuń