poniedziałek, 21 września 2015

Którą paletkę Zoeva wybrać? Przegląd: Smoky, Rose Golden i Cocoa Blend


Wiecie co oznacza nazwa Zoeva? ZOE to z greckiego "życie", a EVA, no cóż, to imię pierwszej kobiety na ziemi. Łał.


Zoe to też imię założycielki marki. Ta niemiecka firma jest od 2008 roku na rynku, ale stosunkowo niedawno zyskała komercyjną popularność dzięki swoim pędzlom i cieniom. Nie sposób znaleźć znaną blogerkę czy youtuberkę, która w ogóle o nich nie słyszała.

Pożądane, piękne, wszechobecne w internecie. Paletki Zoeva, bo o nich mowa, spędzają sen z powiek, spełniają marzenia, wyczarowują piękne rzeczy i robią za nas obiad.

Czy tak w istocie jest? Co dostajemy za 70-kilka złotych?
I przede wszystkim: którą wybrać?  Czytajcie dalej!





Postanowiłam do posta podejść w nieco niestandardowy sposób. Albo inaczej - w internecie możecie na ich temat znaleźć wiele informacji, swatche i ogólną prezentację. Mało jednak mówi się o niektórych drobnych niuansach, które sprawiają, że jedna paletka jest bardziej warta uwagi, a druga mniej. Każdą z nich maluje siebie i innych już długo, każdą przetestowałam w różnych warunkach i w różny sposób ich używając, więc mam nadzieję, że moja wiedza komuś się przyda zanim kliknie "dodaj do koszyka".


Ekonomicznie rzecz ujmując

Oczywiście na nasze polskie warunki wydanie "na raz" 70zł na coś takiego jak cienie może być fanaberią, której nie zrozumieją nasi mężczyźni, ale warto zrobić pewną kalkulację. Cieni w paletce jest 10 sztuk. Każdy jeden cień kosztuje więc ok. 7zł. Tyle samo płacimy za cienie My Secret bez promocji w Naturze. 10zł płacimy za cień Kobo, a 12-15zł za cień Inglota. I nagle jakoś tak robi się taniej.

Wybaczcie mi na wstępie za pozostawiającą wiele do życzenia jakość zdjęć. "Dorabiam się" dopiero sprzętu i dopiero zaczynam z tym blogiem, na przyszłość będzie lepiej. Tak czy inaczej zobaczcie co też tam dla Was mam poniżej.

Diabeł tkwi w szczegółach

Piękne opakowania, to na pewno to, co rzuca się w oczy. Są dopracowane z najmniejszych szczegółach, tekturowe, ale solidne, lekkie i przyjemne w użytkowaniu. Każdą teoretycznie można postawić na półeczce jak książkę, bo z boku również mają wygrawerowane swoje nazwy. Przyciągają wzrok i cieszą oko. Wokół każdej paletki zarysowana jest historia, którą posiadaczka może sama sobie dopowiedzieć. Hasła napisane w środku palety, nazwy cieni, rysunki...

Na górze Cocoa Blend, po lewej Smoky,
a po prawej Rose Golden

Tak prezentują się trzy ślicznotki obok siebie. Każda z nich ma kolory bardzo hm, określiłabym to... Eleganckie. Żaden kolor nie jest tak do końca oczywisty, "czysty" i jednoznaczny. Często w paletkach moim zdaniem kolory są za bardzo jednolite, brakuje im jakiejś nieopisanej głębi, wyglądają jak paletka farb akwarelowych dla dzieci w podstawówce TEGO (klik) typu.
Tutaj możemy rozkoszować się kolorami, które ktoś starannie zaprojektował i do robienia których ktoś włożył ogromne serce, przekazując nam coś o estetyce zdecydowanie luksusowej.

Wszystkie cienie Zoeva są mięciutkie i przyjemne w aplikacji. Swoją konsystencją przypominają mi trochę te od Kobo, ale te od Zoevy w większości przypadków są bardziej napigmentowane i trwałe. Na bazie czy to specjalnie do cieni przeznaczonej czy na korektorze wytrzymują cały dzień.
A absolutnym hitem dla mnie jest aplikowanie ich na bazę z kredek. Mam wtedy problem żeby je zmyć nawet płynem dwufazowym, szczególnie te ciemne kolory.

Dlaczego nie ma tu Naturally Yours?

Oprócz tych paletek, które posiadam, rozważałam jeszcze Naturally Yours, czyli zachowaną w uniwersalnej kolorystyce. W obliczu jednak faktu, że typowo neutralnych cieni mam od groma, dałam sobie z nią spokój. Jeśli jednak zaczynasz swoją przygodę z makijażem lub po prostu poszukujesz czegoś neutralnego i jednolitego w beżach i brązach, to myślę, że można się zdecydować.


Rose Golden
Złoto króla Midasa


Paletkę Rose Golden poleciłabym dziewczynom o ciepłej karnacji, które lubią gdy oko się mocno błyszczy. Ale, ale. Jest ona zdecydowanie paletką na dopełnienie makijażu. Brakuje tu beżowego matu i koloru przejściowego na załamanie powieki. Za dużo metalicznych cieni, za mało matów. Te metaliczne ponadto lubią się niestety trochę sypać. 





W dodatku zobaczcie: na zdjęciu powyżej starałam się uchwycić fakt, że aż 5 kolorów jest do siebie bardzo podobna. Na zdjęciu wyglądają jeszcze na w miarę zróżnicowane, ale na oku - praktycznie tak samo. Smuteczek. Swego czasu była bardzo trudno dostępna, ale obecnie raczej nie ma problemu żeby ją dostać. Ja swoją kupiłam w Let's Beauty. Tam naprawdę nieźle i bezpiecznie te paletki pakują do wysyłki.


W związku z powyższym nie polecam Rose Golden na pierwszy zakup. Jeżeli nie chcecie zamieniać wszystkiego w złoto tak jak król Midas - dajcie sobie spokój.

Cocoa Blend
Wyborna czekoladka

Drugą w mojej kolekcji była Cocoa Blend. Oceniłabym ją jako nadającą się do każdej urody, ale w kierunku karnacji ciepłej. Czaiłam się na nią bardzo, bo bardzo podobają mi się matowe rudości (jedna do złudzenia przypomina mi Makeup Geek Peach Smoothie), niesamowity kolor metalicznego jogurtu jagodowego (?!), złoto-różowo-beżowy pięknoszek i czarno-zieloną piękność ze złotymi drobinkami.
Każdy cień w niej wygląda jakby był zrobiony z Aniołków Victoria's Secret.

Na mojej ręce od lewej macie najpierw ten złoto-beżowo-różowy czyli Sweeter End (trochę kiepsko go tu widać). Nie da się go jednoznacznie zdefiniować. Pięknie wygląda na samodzielnie na powiece i w połączeniu z innymi cieniami. Niesamowicie podbija kolor niebieskiej tęczówki.

A tutaj zobaczcie czarno-zielony z drobinkami czyli Infusion. Po lewej bez bazy, po prawej na czarnej kredce NYX Jumbo Pencil w kolorze czarnym. Wygląda jak wulkaniczna zastygnięta lawa. Jest absolutnie przepiękny,

W moim odczuciu ta paletka jest najbardziej niestandardowa, ale też najbardziej uniwersalna zarazem z pośród tych, które posiadam. Ma aż 5 matowych odcieni, którymi da się wyczarować każdy makijaż i 5 świecidełek, a każde absolutnie unikatowe.

Kupiłam ją w Minti (klik), jakoś udało mi się ją w miarę premierowo dorwać, zanim zniknęła :D Z tego jednak co widzę, teraz znów się pojawiła, także jeśli ktoś ma ochotę, to naprawdę warto. W Minti też bardzo bezpiecznie i pięknie pakują produkty.

Smoky

Niezła Zadyma 

Przydymiona Smoky to mój ostatni nabytek. Przeznaczona teoretycznie do bardziej mocnych makijaży, ale w moim mniemaniu nada się zarówno dla fanki Marilyna Mansona jak i uczennicy szkółki niedzielnej. Prezentuje gaszone jesienne barwy oraz kilka jaśniejszych na wybicie, głównie maty.


Wiecie o czym pomyślałam jak je wszystkie ze sobą porównywałam? Że Smoky to taka demoniczna wersja Cocoa Blend. Jedna zrobiona z aniołków, druga z demenków i jest jak jest. Niektóre odcienie w jednej i drugiej są do siebie bardzo podobne. Tylko od tych z Cocoa aż bije blask, a od tych ze Smoky mamy mroczny, intrygujący cień. Mam wrażenie, że w opakowaniu kolory są trochę jaśniejsze niż na skórze. Na powiekach zyskują na "szarości", ale w tym ich całe piękno i urok. Jest moim zdaniem dużo ładniejsza od najnowszej paletki Urban Decay o nazwie Naked Smoky (dostępnej w Sephorach).

Smoky kupiłam za 60zł (!) w krakowskiej drogerii Pigment. Jeśli jesteście z Krakowa lub będziecie tu w najbliższym czasie, to wiedzcie, że mają tam bardzo dużo rzeczy od Zoevy, zapraszam wstąpić, pooglądać i pomacać. A mniejszą cenę dostałam, bo korzystam tam z programu rabatowego, którym również polecam się zainteresować.

Co sądzę o zakupie tej właśnie paletki? Jest fajna, bardzo w moim stylu, bardzo na obecny jesienny czas. Na pewno jest bardziej uniwersalna niż Rose Golden, ale mniej niż Cocoa. Jeśli nie masz ciemnych cieni, a takie kolory Ci się podobają, bierz śmiało. Jeśli mało malujesz oczy lub, ponownie, nie masz jeszcze żadnych typowo neutralnych, sięgnij po Naturally Yours.

Dlaczego uważam, że pozostałe paletki niekonieczne są warte uwagi?

Pozostały jeszcze Mixed Metals, Retro Future, Love is a story i Rodeo Belle. I tu znowu rozchodzi się o uniwersalność danej paletki. Bo wszystkie z tych pozostałych są w przeważającej części metaliczne i to w dodatku w odważnych kolorach. Chodzi o kalkulację: ile razy w życiu pomaluję tak kolorowo oczy. Ile klientek może o coś takiego poprosić. Czy na pewno w przypadku tej zieleni taka żarówa drobinek jest ładna. I tak dalej. Te paletki są nadal piękne, ale już niekoniecznie nadają się do codziennego użytku w całości.


To tyle ode mnie. Co o tym wszystkim sądzicie? Jakie macie doświadczenia z cieniami Zoeva? A może któraś z tych wpadła Wam w oko? :)



10 komentarzy:

  1. Bardzo fajne to porównanie! Ja na razie obkupilam się w czekolady i heart z mur, plus jakąś tez z mur bardziej do smoky i mi styknie... Ale wcześniej rozwazalam właśnie rose Golden bo taka zachwalana i teraz ciesze się ze jej nie wzięłam hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Z MUR też mam czekoladę, tylko tą Death by Chocolate i sprawuje się całkiem nieźle. No to dobrze, że się wstrzymałaś, bo Rose Golden faktycznie przereklamowana ;) Na początku przechodziłam euforię z nią związaną, ale gdy emocje minęły... Przyszła pora na zimną kalkulację ;)

      Usuń
  2. Nie miałam. Póki co nabyłam theBalm i wydaje się być ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a którą? :) Ja jeszcze żadnej paletki cieni od nich nie mam, chciałabym, żeby w Polsce pojawiła się Balm Voyage vol. 2, wtedy pewnie z chęcią bym ją przytuliła...

      Usuń
  3. Smoky podoba mi się najbardziej! Świetny tok pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam jedną paletę Zoeva i chcę wszystkie pozostałe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten "ból" :D W sumie można już zacząć pisać listy do "świętego Mikołaja" ;)

      Usuń
  5. Zadna jakoś szczególnie do mnie nie woła, a jak ju to Smokey i Naturally Your. Mam kilkanaście palet MUR ale może wezmę jedn Zoevy na próbę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, kilkanaście? :D No cóż, Zoeva jest nieporównywalnie lepszej jakości. Mam 5 paletek MUR i oddałabym wszystkie, za jedną nową Zoevę :P

      Usuń